Wyjazdu czas.
18.06.2010 punktualnie o 12.00 wyjechaliśmy z Bieska-Białej w kierunku granicy ze Słowacją w Korbielowie.
Znajomi przyjmowali zakłady jak daleko dojedziemy... najwięksi optymiści zakładali, że do Budapesztu.
Zadziwiliśmy wszystkich... ale przede wszystkim siebie.
Mówiono nam, że nie da się przejechać zaplanowanej trasy w 35 dni... nam udało się zrobić to w 26 dni (łącznie z 3 dniami pobytu w Gambii).
Osiągnęliśmy wszystkie zaplanowane cele.
Najniższa temperatura w czasie podróży - 2 stopnie w Pirenejach na drodze do Andory.
Tego samego dnia byliśmy w Hiszpanii (pod Valencią) i kąpaliśmy się w morzu Śródziemnym.
Cieśninę Gibraltarską pokonaliśmy promem (Algeciras-Ceuta), a dzięki temu krótkiemu rejsowi Seweryn wie już, że morskie wyprawy raczej sobie odpuścimy.
Pierwszą noc w Afryce spędziliśmy znów nad morzem Śródziemnym, wiedząc już jaka jest aktualna cena haszyszu.
W stolicy Maroka Rabacie szukaliśmy mauretańskiej ambasady... i jak widać korzystaliśmy nie tylko z nawigacji...
W czasie jednodniowego oczekiwania na mauretańską wizę uczyliśmy się nowych zasad ruchu drogowego, czyli jak z jednego pasa zrobić cztery i jeszcze zmieścić tam osła i 2 kozy.
Wyskoczyliśmy też do Casablanki, aby się przekonać, że nie warto było się tam pchać.
Chyba ze ktoś ma ochotę oglądać największy meczet na świecie... którego na dodatek nie mogłem sfotografować w całości...
Wracając z Casablanki pod Rabat zjedliśmy najdroższy tadżin w naszym życiu... nigdy się nie przyznamy ile zapłaciliśmy...
Zastanawialiśmy się też czy Marokańczykom bociany przynoszą dzieci...
Namioty rozbiliśmy pod Rabatem by następnego dnia znów powalczyć o wizy... kąpiel przy pomocy szlaufa dostarczyła bezcennych wrażeń przed snem...
CDN...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz