piątek, 30 lipca 2010

2010-07-30


Nasze motocykle powoli wracają do formy. Mariusz naprawił mój usmażony alternator i teraz wysypują z każdej dziury tony piasku.
Mój połamany podczas wypadku kask zyskał nowy wygląd:)
- Seweryn

niedziela, 25 lipca 2010

Relacja część 2 - Marcin

Kolejny dzień to oczekiwanie na wizę pod ambasadą... chwilę po zrobieniu tego zdjęcia, leżałem razem z motorem na środku ulicy... wszystko przez to, że chciałem złapać lepsze ujęcie , ale nie chciało mi się wstawać z motoru...

Do pilnowania motorów zawsze wystawialiśmy niewiastę , bo wiadomo, że kobiety kąsają najboleśniej...

W Rabacie, czekając na wizy do Mauretanii postanowiliśmy zmienić opony w motorach.
Warsztatu, który by się tego podjął szukaliśmy tylko niecałe 2 godziny... ale gdy już znaleźliśmy i wynegocjowaliśmy cenę, okazało się, że chłopaki to mistrzowie w swoim fachu.
Do wymiany opon nie potrzebowali nawet podnośnika.

W stolicy Maroka bacznie przyglądaliśmy się tez najnowszym trendom w motoryzacji...

Po odbiorze wiz zostaliśmy poinstruowani przez pana parkingowego, że lepiej byśmy jechali do Agadiru przez Marakesz...

Gdybyśmy go posłuchali to zyskalibyśmy trochę czasu dzięki autostradzie... ale nie zobaczylibyśmy pięknych dróg między Casablanką i Safi

Dzięki temu, że mieliśmy przekorną naturę mogliśmy też pozwiedzać piękną medinę w Safi i popodziwiać urocze Marokanki.

A tam też poznaliśmy Marokańczyka, który mówił trochę po polsku.
Gdy się do mnie odezwał w środku mediny doznałem ciężkiego szoku...

to tam też zjedliśmy pyszny marokański fast food... do dziś mi się odbija po tej bułce...
Następnego dnia wyruszyliśmy wzdłuż oceanu do Agadiru.

Dowiedzieliśmy się też jak przewozi się kobiety w Afryce

Zaczęliśmy też powoli przyzwyczajać się do monotonnego krajobrazu

W Tiznicie od przypadkowo poznanego Mauretańczyka, który przyjechał do Maroka po warzywa, dowiedzieliśmy się, że w Mauretanii dobrze mieć ze sobą herbatę na łapówki.
Faktycznie się przydała, ale kilka opakowań dojechało z nami do Polski.

Robiąc od czasu do czasu fotki pośród prześlicznych krajobrazów...

Dotarliśmy do wrót Sahary ...

CDN...

Relacja część 1 - Marcin

Wyjazdu czas.
18.06.2010 punktualnie o 12.00 wyjechaliśmy z Bieska-Białej w kierunku granicy ze Słowacją w Korbielowie.

Znajomi przyjmowali zakłady jak daleko dojedziemy... najwięksi optymiści zakładali, że do Budapesztu.
Zadziwiliśmy wszystkich... ale przede wszystkim siebie.
Mówiono nam, że nie da się przejechać zaplanowanej trasy w 35 dni... nam udało się zrobić to w 26 dni (łącznie z 3 dniami pobytu w Gambii).
Osiągnęliśmy wszystkie zaplanowane cele.

Najniższa temperatura w czasie podróży - 2 stopnie w Pirenejach na drodze do Andory.

Tego samego dnia byliśmy w Hiszpanii (pod Valencią) i kąpaliśmy się w morzu Śródziemnym.

Cieśninę Gibraltarską pokonaliśmy promem (Algeciras-Ceuta), a dzięki temu krótkiemu rejsowi Seweryn wie już, że morskie wyprawy raczej sobie odpuścimy.

Pierwszą noc w Afryce spędziliśmy znów nad morzem Śródziemnym, wiedząc już jaka jest aktualna cena haszyszu.

W stolicy Maroka Rabacie szukaliśmy mauretańskiej ambasady... i jak widać korzystaliśmy nie tylko z nawigacji...

W czasie jednodniowego oczekiwania na mauretańską wizę uczyliśmy się nowych zasad ruchu drogowego, czyli jak z jednego pasa zrobić cztery i jeszcze zmieścić tam osła i 2 kozy.
Wyskoczyliśmy też do Casablanki, aby się przekonać, że nie warto było się tam pchać.
Chyba ze ktoś ma ochotę oglądać największy meczet na świecie... którego na dodatek nie mogłem sfotografować w całości...

Wracając z Casablanki pod Rabat zjedliśmy najdroższy tadżin w naszym życiu... nigdy się nie przyznamy ile zapłaciliśmy...

Zastanawialiśmy się też czy Marokańczykom bociany przynoszą dzieci...

Namioty rozbiliśmy pod Rabatem by następnego dnia znów powalczyć o wizy... kąpiel przy pomocy szlaufa dostarczyła bezcennych wrażeń przed snem...

CDN...

piątek, 16 lipca 2010

2010-07-16

Przygody związane z naszą wyprawą jeszcze się nie skończyły, wczoraj cały dzień spędziłem w szpitalu, pojawił się problem z krwiakiem wewnętrznym jaki powstał po wypadku z krową.
Lekarz postraszył mnie że może się okazać iż będzie trzeba otwierać i sprzątać środek operacyjnie, grrrr…..
Okaże się na dniach.
Jeżeli w najbliższym czasie nie dostane gorączki, to może się uda że tylko będzie punkcja.
Trzymajcie kciuki!
- Seweryn

czwartek, 15 lipca 2010

2010-07-15

Na stronie Radia Bielsko pojawił się "NEWS" o wyprawie i kilka zdjęć:

Będzie wystawa zdjęć
Uczestnicy projektu "GAMBIA 2010" chcą kupić solar dla misji katolickiej w Afryce.
Największym rozczarowaniem była Casablanca, chętnie za to wrócą do Marakeszu. Uczestnicy motocyklowej wyprawy z Bielska-Białej do Afryki byli dzisiaj naszymi gośćmi.
"Casablanca nie ma nic wspólnego z filmem, jest przereklamowana. Przypomina nasz Chorzów"- mówi zawiedziony Seweryn Drożdż. W Europie najbardziej zachwyciła ich Portugalia. "Przed wyjazdem mówiono nam, że to taka uboższa Hiszpania. Nieprawda"-dodaje Seweryn.
Trójka podróżników pokonała ponad 20 tys. km. Zmagała się nie tylko z upałami. "W Europie najniższa temperatura to -2 stopnie C. Tak było w Andorze. Na pustyni w Mauretanii termometr zamontowany na moim motocyklu pokazał + 69 stopni, a potem przekroczył skalę"- wspomina Seweryn. Najniebezpieczniej było w Mauretanii. "Spotkaliśmy tam bardzo dużo złych ludzi. Mam na myśli żandarmów z posterunku w Mauretanii, którzy na początku niby pomagali nam, a potem okazało się że próbowali nas ograbić z pieniędzy"- mówi nasz redakcyjny kolega, Marcin Haladyn.
Wyprawa trwała tylko 26 dni, zakończy się wystawą zdjęć. Jej celem ma być zebranie środków na zakup solaru dla misji katolickiej w Gambii, dokąd dotarli bielszczanie.
Żródło www.radiobielsko.pl
autor: Magda Fritz

2010-07-15

Zapis audycji z uczestnikami wyprawy na antenie Radia Bielsko.

Żródło www.radiobielsko.pl

środa, 14 lipca 2010

2010-07-14

Na stronie Radia Bielsko pojawił się "NEWS" o wyprawie:
Były dramatyczne chwile
Ponad 20 tys. km do Afryki i z powrotem "zrobili" w 26 dni. To znacznie szybciej, niż planowali. Uczestnicy wyprawy GAMBIA 2010 są już w domach.
Trójka młodych ludzi, która na dwóch motocyklach wyruszyła 18. czerwca z Bielska-Białej do dalekiej Gambii jest już w domach. Wczoraj rano wyruszyli spod Zurichu w Szwajcarii, wieczorem byli na granicy w Cieszynie. "Czekali na nas rodzina i przyjaciele, mnóstwo ludzi na motorach. Jak tylko przyjechaliśmy oblali nas szampanami"- opowiada nasz redakcyjny kolega Marcin Haladyn.
Dzisiaj mogliście wysłuchać ostatniej relacji z wyprawy. Zapytany o najgorszy dzień podróży, Marcin po raz pierwszy zdradził pewne szczegóły. "Nie mówiliśmy o nich w naszych relacjach, bo nie chcieliśmy martwić rodzin i przyjaciół"- mówi dziennikarz.
"To był ten dzień, kiedy Seweryn zderzył się z krową. Może to brzmi śmiesznie, ale to był dla nas dramatyczny moment. Nie powiedzieliśmy o tym, że ja odwodniłem się przegrzałem i straciłem przytomność. Nie opisywaliśmy dokładnie nocy na granicy mauretańskiej: w namiocie przy buszu w potwornie wysokiej temperaturze... Nie mówiliśmy o omdleniach następnego dnia"- mówi Marcin.
Z całą trójką także z Eweliną i Sewerynem Drożdżami spotkamy się jutro, już w naszym studiu. Będą gośćmi porannej audycji o godz. 8:45.
Żródło www.radiobielsko.pl
autor: Magda Fritz

2010-07-14

Zapis połączenia z uczestnikami wyprawy na antenie Radia Bielsko.

Żródło www.radiobielsko.pl

2010-07-14

Kilka zdjęć z przejazdu z Cieszyna do domu.