Przygody w Chorwacji zaczęły się od mojej rozwalonej opony. Po drodze do gumiarza Marcinowi brakło paliwa i musiałem lecieć 4km pod prąd autostradą z baniakiem paliwka z najbliższej stacji. Potem udało się naprawić oponę i na takiej doleciałem już do Maroka.


Po długich autostradowych przelotach, śniadaniu w Słowenii, glebach parkingowych i self servicach, wreszcie ujrzeliśmy morze!



Kolejna przygoda to wyjazd do Andory, piękne kręte drogi z licznymi zameczkami i nocleg w hotelu w chmurach.





Kolejny dzień to przyjazd do Andory i wspaniała droga prowadząca do Walencji, zakończona noclegiem w Tavernes, w domku mojego przyjaciela i szybkim serwisem cieknącego baku w Marcina motocyklu.






Potem już prom i wreszcie Afryka!
A tam góry Rif, załatwianie wiz do Mauretanii, wspomniany meczet i pierwszy Tadżin, kąpiel w tzw. Małyszu








Brak komentarzy:
Prześlij komentarz